Wysłane przez muzeum w pt., 10/14/2022 - 09:50

Śląski Festiwal im. Ludwiga van Beethovena powstał z paradoksu, który polegał na tym, że pierwszym miejscem koncertów była przestrzeń stworzona do celebracji ciszy – biblioteka zamkowa. Dziś to jeden z najstarszych festiwali w Polsce, któremu patronuje – paradoksalnie – niemal głuchy kompozytor.

W połowie XVII wieku, we wschodnim skrzydle głogóweckiego zamku włoski sztukator zakończył pracę nad wystrojem sklepienia biblioteki. Francesco Signo – bo o nim mowa – pochodził znad jeziora Como i specjalizował się w wykonywaniu wielkopowierzchniowych dekoracji. W Głogówku, spod ręki tego mistrza wyszedł plafon zdobiony geometrycznymi kształtami, które za pomocą wypisanych na nich łacińskich cytatów ze Starego i Nowego Testamentu miały porządkować księgozbiór Georga III von Oppersdorffa. Co jednak ciekawi najbardziej to fakt, że o ile pola tekstowe nad półkami liczącymi łącznie ponad 12 tys. książek wyznaczały pewnego rodzaju mapę opisującą konkretną dziedzinę nauki, to jednak, każdy cytat rozpoczynał się przewrotnym twierdzeniem logicznym opisującym sytuację z Pisma Świętego, czyli paradoksem.  To nie jedyna sprzeczność w tej bibliotece. W języku greckim paradoks oznacza „nieoczekiwany, zadziwiający, nieprawdopodobny”. Klucz, który pozwoliłby odczytać jedną pewną wymową całej dekoracji nie jest do dzisiaj znany. Georg III von Oppersdorff kształcony w jednym z najlepszych kolegiów jezuickich w Grazu, podejmujący studia na włoskich uniwersytetach i goszczący między innymi na dworze Medyceuszy we Florencji, pozostawił po sobie konstelację sentencji, które świadczą o erudycji hrabiego.

Biblioteka zamkowa umocowała w tej intelektualnej przestrzeni kolejne pokolenia właścicieli miasta. Między wydaniami Seneki i Wergiliusza z 1492 roku, co kilka lat stale przybywało pozycji wydawniczych, bo świat jakby nagle przyśpieszył. Warto przypomnieć, że odkrycie Kopernika zostało w XVII wieku potwierdzone przez uczonych, prowadzących między innymi swoje badania za pomocą skonstruowanego wówczas teleskopu. Wykazano, że poza układem słonecznym we wszechświecie istnieją inne układy gwiazd, a Ziemia nie jest ośrodkiem kosmosu. Oprócz teleskopu wynaleziono także inne narzędzia pozwalające na poznanie przyrody i praw nią rządzących - mikroskop, lunetę, termometr i barometr. Wśród nich istotne znaczenie miał mikroskop, który pozwalał na ogląd rzeczy niewidzialnych gołym okiem. Dzięki temu odkryto między innymi czerwone ciałka krwi i bakterie. Narodziły się dwa kierunki filozoficzne poznawania natury - racjonalizm i empiryzm. Francuski uczony Kartezjusz uważał, że poznanie świata możliwe jest wyłącznie za pomocą rozumu, a dosłownie „chwilę później”, angielski uczony, Isaac Newton odkrył prawo powszechnego ciążenia i mechaniki, będące podstawą rozwoju fizyki i astronomii aż do początków XX wieku.

Taki rozmach mógł szokować, ale kontrowersja wpisana jest w rozwój i każdy, kto próbuje stworzyć nowy świat powinien o tym pamiętać. Zdarzało się, że cena poznania była bardzo wysoka. Odczuli to dwaj Włosi – Giordano Bruno i Galileusz – oskarżeni o herezję podczas głoszenia teorii Kopernika. Pierwszy, skazany na śmierć, spłonął na stosie, broniąc do końca swych przekonań. Drugi odwołał swe poglądy, ale dzięki temu zachował życie. I chociaż podobne paradoksy zdarzały się w Europie częściej, to jednak nowożytny ideał nauki nie ustępował i jako model poznania eksperymentalno – matematycznego, w którym świat daje się sprowadzić do mierzalnych i opisywalnych językiem matematycznym struktur i zjawisk, wychodził na prowadzenie. W tym przewrocie stale rosła lista gigantów, gdzie obok Szekspira, Goethego, Mozarta czy Michała Anioła, odnotowano Ludwiga van Beethovena. Kompozytor przyszedł na świat 17 grudnia 1770 roku i niedługo przed swoimi trzydziestymi szóstymi urodzinami przyjechał do Głogówka na zaproszenie Franza Wenzla von Oppersdorffa. Ten niezwykły meloman, mecenas sztuki i oczywiście kolejny z opiekunów głogóweckiego księgozbioru wyznaczył dla kompozytora pokój w tym samym skrzydle zamku, gdzie znajdowała się biblioteka. Lepiej wybrać nie mógł, bo Beethoven literatury potrzebował jako impulsu. Literatury szczególnej. W jednym z notatników konwersacyjnych zanotował: „Potrzebuję tekstu, który mnie pobudzi! Musi to być coś moralnego i wzniosłego”.  Miał więc w Głogówku do dyspozycji wszystko, co najlepsze; Homera i Plutarcha, mógł zaczytywać się romansami Waltera Scotta i „Pieśniami” Osjana. Czy bazgrolił w książkach Oppersdorffa? Nie wiadomo. Znany jest jednak fakt, że we własnych egzemplarzach „Hamleta” i „Romea i Julii” podkreślał słowa i zdania. Co myślał o bibliotecznym plafonie pełnym paradoksów? W jaki sposób reagował, gdy nad swoją głową miał zapisany cytat z 1 Księgi Samuela: „A kiedy zły duch zesłan przez Boga napadał na Saula, brał Dawid cytrę i grał. Wtedy Saul doznawał ulgi, czuł się lepiej a zły duch odstępował od niego”? Tego także nie wiemy, bo nie zachowały się dzienniki z czasów pobytu mistrza w Głogówku. Pozostała jednak muzyka, która jak niemal żadna inna nadaje się do konfrontacji, porównań, spotkań i zderzeń.

Dekoracja biblioteki jest dziś jedynym zachowanym świadkiem intelektualnego przepychu Oppersdorffów w zamkowych wnętrzach. Nie zniszczyły jej pożary, wojska najeżdżające Głogówek ani powojenny szaber. Pozostała w letargu i niewzruszona, jakby czekała na moment, w którym wystarczyło tylko zająć odpowiednią postawę, by zrozumieć, że każdy cytat sklepienia celebruje ponadczasowe emocje, kompleksy i strachy, opowiada o człowieku i jego wielkiej potrzebie zatknięcia z tym, co nienamacalne. Paradoksalnie, cisza tego miejsca, trzydzieści lat temu stała się miejscem celebracji muzyki i fundamentem dla Śląskiego Festiwalu im. Ludwiga van Beethovena. Założycielem i pierwszym organizatorem festiwalu było Towarzystwo Śpiewacze Harfa pod sterami Zbigniewa Pawlickiego, jednego z najbardziej znanych muzykologów i krytyków muzycznych w Polsce. Po piętnastu latach, w momencie zmian administracyjnych, przygotowywanie święta muzycznego w Głogówku powierzone zostało Muzeum Regionalnemu i ta formuła jest do dziś niezmienna.

Z okazji jubileuszu, programacja tegorocznego festiwalu miała pokazać, że swoją twórczością wyrastał Beethoven ponad epokę, ponad style i nurty swego czasu. Zarazem stworzył pomost pomiędzy muzyką XVIII a XIX wieku, między Haydnem i Schubertem z jednej, a Chopinem i Brahmsem - z drugiej strony. Niejednoznaczność, która u Beethovena ujawniła się jako dominująca cecha jego charakteru, dała temu kompozytorowi narzędzia pozwalające na połączenie przeszłość i teraźniejszości, nauki ze sztuką, by następnie wytyczyć kierunek dla przyszłości i wręcz skierować na nowe tory sposób myślenia o muzyce. Dzięki tej nieprawdopodobnej mocy możemy dziś stawiać Beethovena w rozmaitych kontekstach, zestawiać go z muzyką romantyczną, barokową a nawet współczesną. Dla Głogówka to ogromny atut, ponieważ w granicach dzisiejszej Polski to jedyne miasto, które może pochwalić się goszczeniem muzycznego geniusza, a przy tym bez najmniejszego oporu czerpać ze wszystkich mocy Beethovena.

Poza przedrukami kilku listów, nie mamy możliwości sprawdzić, jak wyglądała relacja Oppersdorffa z Beethovenem, ale może warto docenić tę pamiętnikarską ciszę, bo ona jednak bardzo kompozytora wyróżniała. Zwłaszcza w kontekście tworzonej muzyki. Dźwięk w bezruchu, to dziś chyba największy paradoks towarzyszący Beethovenowi. Na czas koncertów jubileuszowych wdarł się jakby najgłośniej na scenę. Pierwsze eksperymenty z zastosowaniem ciszy rozpoczęły się już podczas inauguracyjnego koncertu tegorocznego festiwalu. W kościele parafialnym pw. św. Bartłomieja oktet Baltic Neopolis Virtuosi odniósł się szczególne do przestrzeni strachu, kulminując jego oddziaływanie w trzeciej części „Serioso” Ludwiga van Beethovena. Napięcie budowane akordem zmniejszonym i punktowanym rytmem ciskało się między odrętwieniem a wyrazistym dialogiem. Słowa Beethovena o tym, że „pisanie muzyki jest po to, by zrzucić z serca to, co się ma w sercu” stały się tak bardzo słyszalne, że nawet kolejna część koncertu poświęcona Felixowi Mendelssohnowi - Bartholdy czuła cień tego zdania na sobie. Mendelssohn, chociaż prywatnie udawał, że Beethovena nie zauważa, to swoim oktetem sprawił, że każdy ruch smyczków brnął tylko w prawdę. Beethoven powiedziałby, że „takiej muzyce się wierzy, takiej muzyce się ufa, ona nie oszukuje i nie zwodzi”.

Taki przemyślany i niebanalny spazmatyzm okazał się strukturalnie rozciągać na kolejne koncerty, a potencjał paradoksu wzmacniał się coraz bardziej. Adam i Tomasz Tomaszewscy zaproponowali słuchaczom w Centrum Kultury w Głogówku dojrzałość i drapieżność Sonatiny a-moll op. 137 Franza Schuberta. I chociaż sam Schubert dbał o to, aby beethovenowskie akcenty mu się do kompozycji nie przedostały, to akordowa technika lewej ręki pianisty zdradzała prawdę totalną: „najpierw odkryj, że lewa ręka potrafi bardziej przygrzmocić, za to porusza się wolniej niż prawa – to wiedza podstawowa w boksie i przy graniu Beethovena”. Ręce pianisty to temat rzeka. Harold Schonberg w monografii „Horowitz. Życie i muzyka” poświęcił sporo miejsca manualnym zdolnościom mistrza. Vladimir Horowitz miał niezwykle długie palce. Gdy grał, jego dłonie leżały niemal płasko na klawiaturze. Bywali pianiści, którzy mieli ręce olbrzymów, stworzone bardziej do trzymania miecza. Takie miał Rachmaninow i podobnie Prokofiew, który epatował swoją zręcznością. Jednak bez względu na kształt i masywność, najważniejsze jest pragnienie, aby muzykę chwycić we własne dłonie. Bohaterem takiej tęsknoty za dźwiękiem został w tym roku południowokoreański pianista Hyuk Lee. W Sonacie h moll nr 3 Fryderyka Chopina – dziele dumnym, ciemnym i głębokim, odkrywał obsesję i cyrkulację pożądania. Program, który dobrany został tak, aby każdy słuchacz mógł zobaczyć intymną strukturą dźwięku doprowadził w efekcie do czterech bisów jakościowo równych całemu koncertowi. Ostatnie trzy koncerty festiwalu „po beethovenowsku” udowadniały, że retoryczne pytanie o to, czy życie od sztuki da się oddzielić, będzie temu festiwalowi towarzyszyć do końca.  Beethoven uważał, że obie dziedziny można zawsze mniej lub bardziej „organicznie przepoić”. Te słowa okazały się prorocze, gdy program Wajnberg Trio zamierzał zestawić ze sobą Trio fortepianowe D-dur op. 70 nr 1, czyli mówiąc potocznie „Ducha” Beethovena z Triem fortepianowym op. 24 Mieczysława Wajnberga. W koncercie przestały obowiązywać cezury czasowe, a kompozytorzy oddaleni od siebie o nieco ponad sto lat szli ramię w ramię, śmiejąc się bezczelnie z ludzkiego strachu przed nowoczesnością w sztuce. Nikt nie próbował przedstawić egzystencjonalnego szablonu ani syntez, które pomogłyby w poznaniu wnętrza człowieka. Jednak to, co wybrzmiało na pewno, to przekonanie, że bez muzycznego wsparcia trudno rozglądać się wokół własnej samotności. Ta myśl odbiła się nazajutrz wyrazistym echem podczas wykonania przez Orkiestrę i Chór Filharmonii Opolskiej „Stworzenia świata” Josepha Haydna. Takie spektakularne zetknięcie się z ogromem istnienia onieśmielało. I chociaż Haydn zrobił wszystko, żeby niosła nas bezpieczna harmonia, to zapomniał, że w Głogówku paradoksy mają swoją długą i poważną tradycję. Oratorium Haydna rozpoczęło się niczym innym, jak muzyczną niemożliwością i zanim „stało się światło” cisza nicości zbierała żniwo. Ludzka wyobraźnia wydaje się prawie niezdolna do kontemplowania przedstawienia niebytu bez wywołania dźwięku. Matematyk i chrześcijański filozof Blaise Pascal doskonale uchwycił naszą gotowość łączenie ciszy z nicością. W swoim najważniejszym dziele teologicznym „Myśli”, Pascal napisał: „przeraża mnie wieczna cisza tych bezkresnych przestrzeni i że brak dźwięku bardziej niż brak jakiegokolwiek innego bodźca fizycznego ma szczególny rezonans z nicością”. Słusznie, jeśli taką wizję kreacji świata skojarzymy z Paradox Philosophicum – Paradoksem Filozoficznym w zamkowej bibliotece, który wyjaśnia aspekt nieskończoności. Bez względu na ogrom strachu przed abstrakcyjnym chaosem, świat mógł zaistnieć w Głogówku od nowa. Dzięki rozłożeniu akordów, budowaniu narastających po sobie muzycznych obrazów, a także frazom opowiadającym o mroku i tajemnicach, Haydn powoli odsłaniał swe dzieło. Bez pośpiechu zmieniał tonacje i stopniował niepokój. Część melodyczną wyznaczyły smyczki i jak jeden organizm stworzyły stałość i tło dla brzmień instrumentów dętych. Pojawiły się kontrasty: potęga, masa i dynamizm, a przy tym pierwiastki męskie i żeńskie. Ścisk i rozluźnienie, piano i forte. Ile razy byśmy nie podeszli do tego dzieła, to zadziwia nas, kusi i popycha do zmiany. Niektórych wręcz odpycha. Czy to dobrze? Beethoven powiedziałby, że „przyjdzie czas, że się będzie podobało”.  Po tym bezmiarze opowieści o Bożym stworzeniu skandalicznych burz, wyjących wiatrów, przetaczających się grzmotów i ulewnych deszczy przyszła chwila na zapomnienie o świecie naocznym i skupienie na tym, co niewymowne. W ostatnim koncercie nadszedł czas Brahmsa. Kwartet fortepianowy g-moll op. 25 nr 1 w wykonaniu Metropolis Piano Quartet podsumował paradoksy i nieprzebyte myśli. W tej muzyce znalazło się prawo do wszystkich emocji, pokonanie żalu i wybaczenie. Potęga twórcza Brahmsa odsłoniła ludzkie ciało jako więzienie, w którym zamurowana dusza szuka odrobiny radości. Nie znajdzie jej jednak, dopóki gęstość zdwojonych tercji fortepianu nie dostarczy zapasów życia i czasu. Miałby więc tutaj absolutną rację Beethoven piszący o tym, że „czasami musimy się przestraszyć własnego wnętrza, żeby zrozumieć, że w ogóle jest”.

Jubileuszową, trzydziestą odsłoną Śląskiego Festiwalu im. Ludwiga van Beethovena rządziły światy równoległe. Rozbiegania i zatrzymania, moda i staroświeckość, a przy tym melancholia i wizje energetyczne. Rocznica ta stała się pretekstem, by uświadomić sobie, że to, co najbardziej imponuje nam w muzyce, to jej wiarygodność. Może właśnie tak należy odczytać strukturę dekoracji zamkowej biblioteki – jako zapowiedź pewnej uniwersalnej prawdy o tym, że łatwiej o szczerość w muzyce, gdy człowiek zdobędzie się już na szczerość wobec siebie. Tegoroczny festiwal udowodnił wręcz, że każdy paradoks ma ogromy potencjał.

Tekst: Kinga Markowska

Zdjęcia: Jan Kruk

 

Tegoroczna edycja Festiwalu Beethovenowskiego zaowocowała także wydarzeniami towarzyszącymi: koncertem głogóweckich debiutów w wykonaniu Julianny Petzuch – Trinczek i Rafała Poremby oraz warsztatami wokalnymi, które zorganizował i poprowadził Oskar Koziołek – Goetz. Dla Głogówka to wielka wartość i zaszczyt, że zabytkowe wnętrza, w których przebywał sam Ludwig van Beethoven stają się sceną dla młodych i uzdolnionych muzyków. Program przygotowany na organy i trąbkę stanowił wyzwanie wykonawcze i interpretacyjne, dlatego tym bardziej cieszmy się, że nasze miasto bogate jest w osoby wrażliwe i pełne pasji do muzyki. Oznacza to tylko jedno: muzyka jako przeszłość i przyszłość ma się w Głogówku bardzo dobrze, co potwierdzają tylko ekspresyjne reakcje publiczności.

 

Dziękujemy:

Zamykając 30. Śląski Festiwal im. Ludwiga van Beethovena dziękujemy wszystkim, którzy wspólnie z nami przeżywali i organizowali to święto. Muzyka Ludwiga van Beethovena niesie ze sobą świeżość, dynamikę i pole do nowych poszukiwań, dlatego jesteśmy wdzięczni lokalnym władzom i instytucjom za pomoc w realizacji tegorocznych wydarzeń. Jak co roku na wysokości zadania stanęła parafia pw. św. Bartłomieja Apostoła w Głogówku, goszcząc kilkunastoosobowe zespoły orkiestrowe i kameralne oraz udostępniając wnętrze kościoła muzykom i publiczności. Centrum Kultury w Głogówku dziękujemy za wsparcie przy organizacji koncertów kameralnych.

Nie zapominamy o strategicznym wsparciu, zaufaniu i ogromnym dopingu ze strony gminy Głogówek, a także honorowych patronatach Andrzeja Buły Marszałka Województwa Opolskiego, Piotra Bujaka Burmistrza Gminy Głogówek i Narodowego Centrum Kultury.

Najlepsze osobowości sceniczne pojawiły się w Głogówku również dzięki finansowemu wsparciu Konsulatu Niemiec w Opolu i firmie Galmet.

30. Śląski Festiwal im. Ludwiga van Beethovena to wydarzenie, które: „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego, w ramach programu „Muzyka”, realizowanego przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca”.

Natomiast o fakt, aby ta niepowtarzalność muzyczna rozchodziła się w mediach, zadbali: Radio Opole, Radio Doxa, Radio Park Fm, TVP Kultura, TVP3 Opole, Tygodnik Krapkowicki, Tygodnik Prudnicki, terazprudnik.pl i Życie Głogówka oraz Ruch Muzyczny.

W słowie wstępnym przed każdym koncertem towarzyszył nam Oskar Koziołek – Goetz, który pośród artystycznej różnorodności szukał połączenia między bezpretensjonalnością, ekskluzywnością, a tym, co stałe i tradycyjne. I oczywiście wszystko to uwieczniliśmy dzięki fotografiom Jana Kruka oraz dokumentacji filmowej i dźwiękowej przygotowanej przez Sebastiana „Tymka” Szkodzińskiego.